Fundacja Misja i Pamięć Księdza Marcelego Prawicy
Ksiądz Marceli Prawica - legendarny polski misjonarz
Marceli Kazimierz Prawica urodził się w Warszawie 6 września 1939 roku, jako syn Stanisława i Anny, z domu Godziszewska. Miał trzech braci. 25 października 1939r. w parafii św. Bonifacego (obecnie pw. św. Kazimierza w Warszawie) przyjął chrzest święty.
Niestety pierwsze lata Jego życia zbiegły się z wybuchem II wojny światowej. Te okoliczności sprawiły, że rodzina Prawiców kilkakrotnie zmieniała miejsce zamieszkania. W 1942 roku przeniosła się do Kazimierza nad Wisłą, później na krótko do Lublina, a następnie do Radomia, gdzie Marceli ukończył Szkołę Powszechną nr.7 oraz uczęszczał do Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Kochanowskiego. W końcu po zakończeniu wojny, w 1956 na stałe osiedlili się w Kazimierzu. Tutaj z wielką gorliwością kontynuował naukę w Liceum Ogólnokształcącym im. Czartoryskich w Puławach, gdzie zdał egzamin dojrzałości w 1956 roku.
Obdarzony powołaniem kapłańskim, w 1957 roku, wstąpił do Seminarium Duchownego w Sandomierzu. 8 czerwca 1963 roku otrzymał święcenia kapłańskie z rąk biskupa Jana Kantego Lorka.
Był wikariuszem w parafii Szewna koło Ostrowca Świętokrzyskiego (1963 – 1969) i świętego Mikołaja w Końskich (1969 – 1971).
Jego największym pragnieniem była jednak działalność misyjna. Kilkakrotnie prosił władze kościelne o pozwolenie na wyjazd do krajów misyjnych. W 1971 roku ksiądz biskup Piotr Gołębiowski wydał zgodę na wyjazd księdza Marcelego na misje do Zambii. Jego wielka przygoda z misjami w Afryce rozpoczęła się 4 lutego 1972 roku i trwała 45 lat, z czego 41 lat w Ching’ombe . Była to jedna z najtrudniejszych placówek misyjnych pośrodku buszu. Tu ksiądz Prawica rozwinął wszystkie swoje możliwości i talenty. Ofiarował swoim czarnym braciom siły, zdrowie, a nade wszystko miłość i apostolską gorliwość. Troszczył się nie tylko o sprawy duchowe, ale także o ich byt. W czasie suszy i głodu starał się o żywność, którą przywoził po niebezpiecznych bezdrożach z odległej Lusaki. Głodnych karmił , nie pytając czy są wierzący czy nie. Miał tak głęboką wiarę i zaufanie Bogu, że swoją postawą podnosił na duchu tych, którzy wątpili. Przy tym był bardzo skromny, nie przypisywał sobie żadnych osiągnięć. Pisał do swoich przyjaciół w kraju, że nie robi nic nadzwyczajnego. Często podkreślał, że w tej posłudze nie ma miejsca na sentymenty, tu jest rzeczywistość, która zmusza do działania po to, aby przetrwać. A o wszystko troszczy się sam Pan Bóg. Już za życia nazwano Go „LEGENDĄ AFRYKAŃSKICH MISJI”
Gorąca ziemia zambijska okazała się żyzna i płodna w wybitnych misjonarzy. W Ching’ombe razem z ks. Marcelim posługiwał ks. Adam Kozłowiecki, który zrezygnował dobrowolnie ze stanowiska biskupa Lusaki, a z oddaniem i pasją posługiwał na misji w buszu jako zwykły wikariusz przez 16 lat. W 1998 został mianowany przez papieża Jana Pawła II mianowany kardynałem. Ale mimo zaszczytów i tytułów nadal pozostał serdecznie związany z misją w Chingombe i osobiście z księdzem Marcelim Prawicą.
Działalność naszego Misjonarza została zauważona. W 2014 r. został w Polsce nagrodzony za wybitne osiągnięcia misyjne przez Fundację Księdza Kardynała Adama Kozłowieckiego „Serce bez granic”. Nagrodzony był także przez władze Zambii.
Po 45 latach wyczerpującej pracy - 6 marca 2016 r. ksiądz Prawica powrócił do kraju ojczystego. Otrzymał mieszkanie w Domu Księży Seniorów w Radomiu. Interesował się życiem diecezji, odwiedzał swoich przyjaciół, bardzo często bywał w Końskich. Tu też znalazł pomoc i opiekę lekarską, kiedy pogorszył się jego stan zdrowia. Niestety nie udało się uratować ciężko chorego kapłana.
Zmarł 17 września 2017 roku w Szpitalu świętego Łukasza w Końskich.
Ciało księdza Marcelego Prawicy w bardzo uroczystym pogrzebie zostało złożone w grobowcu kapłanów koneckich, na cmentarzu w Końskich. Grób jego jest otoczony staraniem i pamięcią, często jest odwiedzany. W kościele parafialnym świętego Mikołaja odprawiane są msze święte rocznicowe.
21 września 2017 roku nadano Mu tytuł Honorowego Obywatela Miasta Końskie. Przyjaciele księdza Marcelego założyli Fundację „Misja i Pamięć Księdza Marcelego Prawicy”, która ma za zadanie podtrzymanie pamięci o wielkim, legendarnym Misjonarzu , a także pomoc w kontynuacji jego dzieła w Chingombe.
Z korespondencji księdza Marcelego Prawicy...
Jednym z pierwszych sposobów ludzkości porozumiewania się na odległość było pisanie listów. Już starożytni w Egipcie, w Chinach, w Grecji czy w Rzymie pisali listy. Inna rzecz to materiał piśmienniczy, np. tabliczki gliniane czy papirus. W wiekach średnich dominowało ręczne pisanie na pergaminie. Z rozwojem nauk, wynalazkiem papieru i druku, sytuacja szybko się zmieniała , choć i wówczas istniała epistolografia czyli sztuka pisania listów. Dziś, niemal wcale ,poza pismami urzędowymi, nie wysyłamy kopert z listami. Do kanonów literatury weszły listy pisane przez króla Jana III Sobieskiego do Marysieńki, przez Juliusza Słowackiego do matki, czy Zygmunta Krasińskiego do Delfiny Potockiej. Są jednak i dziś takie sytuacje, że mimo telefonii oraz Internetu, pozostaje niezawodne ręczne pisanie listów. W Afryce w Zambii, gdzie przez 45 lat w głębokim buszu przebywał na misjach ks. Marceli Prawica, niemal zawsze jedynym sposobem komunikowania się z rodziną w Polsce, a także z przyjaciółmi pozostawała kartka papieru ,koperta i znaczek. Do tej pory zachowała się spora garść listów pisanych przez księdza Marcelego. Jest okazja, aby podzielić się z Państwem chociaż fragmentami tych listów czy kart okolicznościowych. Ksiądz Prawica miał wiele zaprzyjaźnionych osób, do których pisał z okazji świąt czy imienin. Ks. Marek Jagodziński, który gościł u siebie w Radomiu ks. Marcelego w czasie jego urlopów , mówił, że ten, potrafił niemal całą noc pisać listy. Następnego ranka pokazał ks. Markowi 30 napisanych nocą listów. Poniżej zaprezentujemy fragment listu z życzeniami wielkanocnymi:
„Jam jest zmartwychwstanie i życie ..kto wierzy we mnie nie umrze na wieki” zacytowałem słowa Chrystusa Pana, aby nie używać ludzkich słów pociechy... To jest nasze przejście , golgota naszego umierania przechodząca w poranek wielkanocny….. Tu w Afryce ludzie umierają z głodu, biedy, chorób, wojny, umierają tysiącami. Mój mały świat – za górami, za lasami, tygodniami nie wiem co się wydarzyło na świecie. Zwykłe ludzkie życie dla drugich aby im pomóc być ludźmi. Może w styczniu przyszłego roku się zobaczymy. W Zambii zaczyna się pora deszczowa. Trzeba zaorać i zasiać farmę – ryż, kukurydzę , orzeszki- aby było co jeść. Ceny są już astronomiczne i rosną z każdym dniem. Głodnych będzie przybywać. I ta ciągła walka, aby pomóc im, że muszą być ludźmi, muszą pracować. Pisać o sobie ja nie potrafię. Wszystko mi się wydaje takie codzienne i zwykłe. Daleki busz, do poczty 210 km za pasmem gór dolina rzeki, piękne zwierzęta afrykańskie, upał i piękno dzikiej przyrody. Osady ludzkie rozrzucone wzdłuż rzek. Afryka XVIII w. i wkraczająca w nią drapieżna cywilizacja." (list napisany w 1985r)